Czy idea postępu człowieka wpisuje się w masońską idę postępu ludzkości?
Transhumanizm to ruch intelektualny, kulturowy oraz polityczny postulujący możliwość i potrzebę (ale nie konieczność) wykorzystania nauki i techniki, w szczególności neurotechnologii, biotechnologii i nanotechnologii, do przezwyciężenia ludzkich ograniczeń oraz poprawy kondycji ludzkiej. Jako osoba czynnie zajmująca się technologią, która wpisuje się w ruch transhumanizmu: substytucją sensoryczną, chciałbym najpierw zarysować historię i przykłady tego, jak sztuczne zmysły faktycznie były stosowane. Następnie omówię zagrożenia płynące z podobnych technologii i wnioski, które możemy wyciągnąć z nich dla Pracy W∴M∴
Jest pierwsza połowa XX wieku. Witold Starkiewicz, warszawski okulista, bierze na warsztat dziwaczne urządzenie zbudowane po raz pierwszy u schyłku XIX stulecia przez innego polskiego naukowca, Kazimierza Noiszewskiego. Maszyna, nazwana elektroftalmem, była prawdopodobnie pierwszą tego typu w historii. Miała służyć jako rodzaj sztucznego zmysłu wzroku dla osób niewidomych. W jej skład wchodziła fotokomórka, która wysyłała sygnał elektryczny, następnie przekształcany na sygnał dźwiękowy, co pozwalało niewidomemu „widzieć” źródła światła w otoczeniu, dzięki reprezentowaniu ich za pomocą natężenia dźwięku – im bardziej intensywny dźwięk, tym jaśniej. Wynalazek Noiszewskiego był przełomową technologią, został jednak zapomniany w burzliwej historii ubiegłego wieku. Starkiewicz zmodyfikował go i ulepszył. Jego wersja posiadała płytkę ze 120 elektrodami, którą przyczepiało się do czoła osoby niewidomej. Służyły one do reprezentowania prostych informacji o naświetleniu, dzięki stymulacji elektrodami na skórze. Dzięki temu można było na przykład wykryć ścieżkę, która ma jaśniejszy kolor niż otaczający ją trawnik.
Na krześle dentystycznym
Elektroftalm był pierwszym w historii urządzeniem do substytucji zmysłowej, czyli kodowania informacji jednej modalności zmysłowej (np. wzroku) na informację dostępną dla innej modalności zmysłowej (np. słuchu czy dotyku). Polscy badacze najwcześniej eksperymentowali z technologią tego typu, jednak substytucja sensoryczna została najbardziej gruntownie przebadana i spopularyzowana przez amerykańskiego naukowca Paula Bacha-y-Rita.
Bach-y-Rita zbudował urządzenie dzisiaj nazywane po prostu „krzesłem Bacha-y-Rity”. Było to zmodyfikowane krzesło dentystyczne, wyposażone w kamerę podłączoną do matrycy złożonej z 400 elektrod, które stymulowały lędźwie osoby siedzącej na krześle. Wzorce stymulacji przypominały obraz przechwycony przez kamerę. Dzięki lepszej rozdzielczości niż w przypadku elektroftalmu matryca ta pozwalała na reprezentowanie znacznie bardziej złożonych obrazów.
Doświadczenie zmysłowe wywołane za pomocą krzesła Paula Bacha-y-Rity było dla niektórych użytkowników czymś zupełnie przełomowym; otwierało na niedostępny wcześniej świat form, kształtów i przestrzeni. Ludzie posługujący się wzrokiem w codziennym życiu są przyzwyczajeni do tego, że rzeczy pojawiają się w całości swojej formy, u osób niewidomych tego rodzaju doświadczenie nie występuje, albo jest przynajmniej bardzo rozciągnięte w czasie.
Wyobraźmy sobie, że niewidomy chce znaleźć widelec leżący na stole pośród innych sztućców. Musi wyczuć najpierw coś podłużnego, chłodnego, metalowego, leżącego na stole, prawdopodobnie po prawej stronie. Na tym etapie nie wie jeszcze, czy dotknął akurat widelca. Bierze więc sztuciec do ręki i przejeżdża palcem po jego powierzchni. Dopiero po wykonaniu całej serii tych czynności, osoba niewidoma ma wrażenie poznania całości przedmiotu. Właśnie z tego powodu, że osoby niewidome skazane są na wykonywanie podobnych, rozciągniętych w czasie sekwencji czynności, gdy chcą doświadczyć czegoś „w całości”, zdaniem niektórych filozofów pozbawione są koncepcji przestrzeni (jak twierdził Rudolf Herman Lotze), albo ich koncepcja przestrzeni jest niesprowadzalna do koncepcji przestrzeni osoby widzącej (co głosili m.in. John Locke i Ernst Platner).
Krzesło Paula Bacha-y-Rity otwierało więc dla osoby niewidomej, prawie natychmiast, zupełnie nowy sposób postrzegania rzeczywistości, drastycznie różniący się od tego, jak normalnie postrzega ona świat. Początkowo było to silne i wyjątkowe doznanie. Szybko jednak okazało się że pacjenci, w miarę jak nabierali biegłości w posługiwaniu się krzesłem, coraz mocniej integrowali wrażenia wywołane przez urządzenie ze swoimi pozostałymi doświadczeniami percepcyjnymi.
Niewidomy fotograf
Odkrycia Paula Bacha-y-Rity dostarczyły empirycznych dowodów dla neuronalnego zjawiska, które zostało teoretycznie opisane przez polskiego neurofizjologa Jerzego Konorskiego w pracy z 1948 roku. Chodzi o tzw. neuroplastyczność, czyli zdolność mózgu do strukturalnej i funkcjonalnej reorganizacji. Do czasu odkrycia substytucji sensorycznej pojęcie neuroplastyczności było raczej mało znane, a powszechnym konsensusem w psychologii było założenie, że u osób dorosłych nie może zajść istotna reorganizacja funkcjonalna, ani tym bardziej strukturalna mózgu.
Urządzenia do substytucji sensorycznej oparte o zmysł dotyku dostarczyły pierwszych, zaskakujących odkryć na temat neuroplastyczności, jednak zakres kodowania informacji wzrokowych za pośrednictwem skóry jest bardzo ograniczony. Niemożliwe jest na przykład kodowanie koloru ani skali szarości. Użytkownikom problem sprawiały również zachodzące na siebie obiekty, niemożliwe było też widzenie głębi. Dlatego wkrótce zaproponowano bardziej złożone sposoby reprezentowania informacji istotnych dla modalności wzrokowej. Fizyk Peter Meijer stworzył w 1990 roku urządzenie zwane The vOICe (OIC w nazwie urządzenia to skrót od “oh, I see!”, czyli „ja widzę!”). The vOICe skanuje obraz z kamery i piksel po pikselu tłumaczy go na dźwięk, tworząc tzw. „pejzaż dźwiękowy” (soundspace). Im piksel jest jaśniejszy tym głośniejszy dźwięk urządzenie wydaje. Piksele znajdujące się wyżej reprezentowane są za pomocą dźwięku o wysokiej częstotliwości, a te znajdujące się niżej – za pomocą dźwięku o niskiej częstotliwości.
Początkowo te pejzaże przypominają niezrozumiały miks szumów, tików i bipów, dźwięków rodem wyjętych z filmu science fiction z lat 60. XX wieku. Po pewnym czasie jednak, z mieszaniny tych dźwięków, użytkownicy uczą się wyciągać coraz bardziej złożone informacje.
Pat Fletcher była, jako młoda 21-letnia dziewczyna, pracownikiem zakładów chemicznych. W tragicznym wypadku straciła wzrok, jej lewe oko zachowało odrobinę światłoczułości, prawe zostało w całości wypalone. W 1998 roku, ponad 20 lat po swoim wypadku, Fletcher po raz pierwszy usłyszała o wynalazku Meijera. Już pierwszy kontakt z urządzeniem był dla Fletcher intrygujący, rozejrzała się po pokoju i zaczęła słyszeć nieregularności powierzchni. Wysokie, podłużne obiekty dawały wysoki dźwięk. Po raz pierwszy od 20 lat Pat była w stanie rozpoznać świat wokół siebie bez użycia laski. Nie był to jednak koniec, jej umiejętności szybko się rozwijały – a w jej umyśle zaczęły pod wpływem urządzenia tworzyć się obrazy. Z początku opisywała: „To jak oglądanie czarno-białego filmu z lat 40. Widzę drzewo od góry do dołu i popękany chodnik”.
Obraz, który powstawał w umyśle Pat, z początku tworzył wrażenie płaskiego hologramu, obrazka 2D wiszącego przed nią. Badani na tym etapie opisują, jak myląca może być dla nich perspektywa. Jedna z użytkowniczek opisywała na przykład sytuację, w której miała wrażenie, że oddalający się samochód, na który „patrzyła”, zaczął wjeżdżać pionowo po ścianie wieżowca. Tego typu „syntetyczny” wzrok i tak pozwalał badanym na niesamowite rzeczy, Fletcher po pewnym czasie wróciła do jazdy rowerem, wkrótce potrafiła rozpoznawać twarze. Pewnego dnia, po około 10 latach korzystania z urządzenia, nastąpił przełom. Pat sprzątała w kuchni, mając na sobie, jak zwykle, “the vOICe”. Zmywała naczynia, spojrzała w dół zlewu żeby upewnić się czy nie została w zlewie woda. Nagle stało się coś niezwykłego, w jednym momencie jej percepcja 2D zmieniała się w 3D! Zobaczyła krawędzie prowadzące w perspektywie na dno zlewu: „Och! Widzę to, co jest na dole, widzę głębię!” – powiedziała do siebie. Odeszła od zlewu i spojrzała w głąb niego jeszcze kilka razy, żeby upewnić się czy nie wmawia sobie tego. Za każdym razem jednak w jej „oku umysłu” pojawiało się trójwymiarowe wrażenie głębi. Pat była tym tak podekscytowana, że zaczęła szybko chodzić po całym mieszkaniu i zaglądać do różnych pomieszczeń. „Mogłam zajrzeć do pokoju. Ten płaski rysunek ma teraz głębię. Wyczuwam to. Nie mogę ci powiedzieć, co jest po drugiej stronie pokoju, ale mogę powiedzieć, że jest naprzeciwko mnie” – opisywała Fletcher.
Liczba użytkowników The vOICe stale rośnie. Jednym z bardziej spektakularnych dowodów możliwości, jakie to urządzenie otwiera, są prace Pranava Lala – niewidomego od urodzenia fotografa.
Nie tylko wzrok jest zmysłem, który próbuje się zastąpić cyber-zmysłami. W 2015 roku dwójka badaczy: Scott Novich i David Eagleman zaprezentowała swoje urządzenie o nazwie „Vest”. To urządzenie o wyglądzie niepozornej kamizelki, jest zaprojektowane do tłumaczenia informacji dźwiękowych na dotyk. Wibracje kodują, za pomocą rozkładu w czasie i przestrzeni, nawet bardzo subtelne informacje o otoczeniu dźwiękowym użytkownika. Eagleman pokazuje, że już po ośmiu godzinach treningu osoby niesłyszące od urodzenia są w stanie precyzyjnie rozpoznawać pojedyncze słowa mówione w języku angielskim. Co ciekawe, użytkownicy Vest nie są w pełni świadomi reguł, według których kodowane są informacje dźwiękowe, algorytm jest zbyt skomplikowany. W pewnym sensie uczą się tych reguł całym ciałem, a nie pojęciowo. Dlatego też Vest jest również używany do eksperymentów z różnego rodzaju ucieleśnionymi interfejsami, tj. takimi które zamiast reprezentować dane za pomocą wykresów i liczb, pozwalają poczuć całym ciałem, istotne dla obsługi urządzenia dane. Dla przykładu: pilot samolotu aby obecnie sprawnie obsługiwać maszynę, musi przyswoić sobie bardzo dużą ilość konceptualnych danych, które dają mu informację o tym, w jakim stanie jest samolot i jak dostosować swoje sterowanie maszyną do tej sytuacji. Co jednak, jeżeli byśmy zamiast tego wszystkie te dane podawali mu przez Vest, w czasie rzeczywistym zamiast za pomocą cyfr i wykresów? Eagleman spekuluje, że pozwoliłoby to czuć, „ucieleśnić” maszynę, bez konieczności świadomego analizowania dużej ilości danych. Podobna technologia, jak twierdzi Eagleman, mogłaby znaleźć zastosowanie również w analizie danych giełdowych, czy zarządzaniu przestrzeniami magazynowymi.
Maszyna uniwersalna
Badacze bardzo szybko zainteresowali się również neuronalnym podłożem całego zjawiska. Okazało się, że osoby korzystające przez dłuższy czas z urządzeń do substytucji sensorycznej zaczynały używać mózgu w zupełnie inny sposób, niż opisywały to w tamtym czasie podręczniki neuroanatomii. Już pierwsze funkcjonalne rezonansy magnetyczne Pat Fletcher pokazały, że słuchanie dźwięków z urządzenia, reprezentujących spójny obraz, wywołują u niej aktywacje w korze wzrokowej. Co oznacza, że pacjentka „słuchała” dźwięków za pomocą obszaru mózgu, który normalnie odpowiadał za widzenie. Podobne efekty zaobserwowano u użytkowników innych rodzajów urządzeń do substytucji.
Dalszych dowodów na funkcjonalną reorganizację mózgu u osób korzystających z tych urządzeń dostarczyły badania z wykorzystaniem metody przezczaszkowej stymulacji magnetycznej (TMS). Jest to metoda, która pozwala na nieinwazyjne i bezpieczne, tymczasowe zakłócenie działania jakiejś sieci neuronalnej, dzięki czemu można zbadać jej funkcję. Również jedną z pierwszych badanych poddanych tej metodzie była Fletcher. W jednej z procedur miała za zadanie rozpoznać kształty wyświetlane na ekranie. Gdy jej kora wzrokowa nie była stymulowana za pomocą TMS, badana miała 75 proc. trafności rozpoznania obiektu. Jednak w próbach, w których jej kora wzrokowa była stymulowana, jej trafność spadła drastycznie, do 25 proc. Kiedy pole magnetyczne TMS-a zakłócało korę wzrokową, „wzrok” pacjentki za pomocą urządzenia vOICe pogarszał się coraz bardziej. Jej świat stawał się ciemniejszy, jakby ktoś powoli gasił światła. Jak opisywała, nie było to przyjemne doświadczenie: „Było to dla mnie całkowicie dezorientujące, w moim mózgu… nic nie widziałam. Chciałam płakać, ponieważ myślałam, że zepsuli mi wzrok – to było jakby ktoś zarzucił mi kaptur na głowę” – mówiła w wywiadzie.
Widzenie za pomocą słuchu jest czymś, co zupełnie wykracza poza zakres wielu klasycznych teorii tłumaczących przetwarzanie informacji wzrokowej. Często odwoływały się one do założenia modularności umysłu. Według tej teorii, rozmaite funkcje umysłu opierają się o wyspecjalizowane obszary mózgu – np. obszar kory motorycznej, czuciowej i wzrokowej, które przetwarzają tylko właściwe dla siebie informacje. Podejście takie początkowo potwierdzały zarówno badania neuroobrazowe, jak i studia nad pacjentami, którzy przeszli rozmaite uszkodzenia mózgu (np. dzięki słynnym pacjentom badanym przez Paula Brokę udało się zlokalizować obszar mózgu uznawany za ośrodek produkcji języka).
Dziś, między innymi dzięki badaniom nad substytucją zmysłową, coraz bardziej docenia się zjawisko neuroplastyczności. Zdajemy sobie sprawę, że moduły funkcjonalne nie są w mózgu wyryte jak w kamieniu. Mogą się rozszerzać, a nawet jeden może zostać zastąpiony przez inny. Mózg nie jest więc układanką wyspecjalizowanych obszarów, ale raczej dynamiczną siecią połączeń, uniwersalną maszyną interpretującą, wyszukującą schematy w sygnałach, które do niego docierają.
Transhumanizm a W∴M∴
Substytucja sensoryczna jest oczywiście jednym z wielu możliwych sposobów integrowania technologii z ciałem człowieka w celu przekroczenia ograniczeń obu. Dopiero zaczynamy rozumieć, w jaki sposób tego typu urządzenia wpływają na świadomość i mózg. Urządzenia do substytucji pozostają również nieznaczną ingerencją w integralność cielesną użytkowników, są przykładem tzw. technologii noszonej (wearables). Coraz częściej słyszymy jednak o rozwiązaniach znacznie bardziej inwazyjnych, na przykład interfejs mózg-komputer, opracowywany przez firmę Elona Muska. Sposób, w jaki taka technologia może wpłynąć na funkcjonowanie mózgu, jest trudny do przewidzenia. Reprezentowanie kolorów i kształtów za pomocą dźwięków czy stymulacji elektrycznej na skórze potrafi wywołać pokaźne reogranizacje funkcjonalne i strukturalne mózgu oraz nieoczekiwane efekty, np. sztuczną synestezję, opisaną powyżej. W jaki sposób zareagowałby mózg, gdyby podłączyć go sztywnym łączem do mediów społecznościowych?
W jaki sposób jednak ingerencja w naturę człowieka może wpłynąć na pracę W∴M∴? Na pewno znajdziemy wiele argumentów na to, jak nowe technologie mogą się przyczynić do rozwoju ludzkości w imię wartości W∴M∴ Czy jednak jest to droga którą powinniśmy jako adepci „Sztuki Królewskiej” kroczyć? Zawsze jesteśmy Uczniami, nie potrafimy czytać ani pisać. Co daje nam prawo do tego, żeby oceniać, jakie elementy naszego ciała lub psychiki są niepotrzebne i koniecznie muszą ulec zmianie? Rozważmy ból. Jest nieprzyjemnym uczuciem. Osoby cierpiące na chroniczne boleści, a są wśród nas tacy B∴B∴ i S∴S∴, kroczą ścieżką inicjacyjną, znacznie cięższą niż większość z nas. Czy jednak oznacza to, że dla optymalizacji naszej drogi jako Wolnomularzy, powinniśmy się wszyscy pozbyć, na przykład przez ingerencję w budowę mózgu, naszej możliwości do odczuwania bólu? Ból, kiedy nie jest chronicznym stanem chorobowym, pozostaje odczuciem, które utrzymuje nas przy życiu. Neuranauce znana jest choroba, zwana „analgezją”. W jej skutek, chorzy nie są zdolni do odczuwają bodźców bólowych, co może stwarzać zagrożenie życia. Dzieci dotknięte tą chorobą mogą osiągnąć wiek dojrzały, ale ich przewidywana długość życia wydaje się dużo krótsza od reszty populacji z uwagi na brak reakcji na stany zagrażające zdrowiu i życiu, takie jak: oparzenie, skaleczenie, złamanie nogi itp.
Szczerość lub prawdomówność w języku angielskim to sincere. Etymologia tego słowa jest bardzo interesująca, bierze się od łacińskiego sine cera, co oznacza „bez wosku”. To określenie było stosowane przez kamieniarzy na określenie rzeźby najwyższego sortu, powstałej wskutek pracy prawdziwego mistrza. A to dlatego, że rzeźbiarze mniej umiejętni, mieli zwyczaj uzupełniać ubytki marmurowych rzeźb, woskiem. Wydaje mi się, że to bardzo dobra analogia do pracy W∴M∴ Owszem, może być tak, że kamień, który ciosamy jest trudny w obróbce i mógłby nawet, w naszej opinii, skorzystać na wypełnieniu jego ubytków woskiem. Wydaje mi się jednak, że takie myślenie jest wyrazem arogancji. Za mało wiemy o strukturze i naturze kamienia nad którym pracujemy. Niektóre jego aspekty, które uważamy za niepożądane, mogą się okazać kluczowe dla naszego rozwoju lub przetrwania. Proces ewolucji, który ukształtował nas w taki sposób, w jaki dzisiaj wyglądamy, trwał miliardy lat, niezliczonych prób i błędów. Nie da się przejechać ścieżki inicjacyjnej motorem, samo myślenie w ten sposób o rozwoju moralnym człowieka jest błędem. Owszem, możemy doczepić sobie trzecie oko albo robotyczne ręce, czy jednak nie odsuwa nas to od pytania: w jaki sposób możemy wykonać wewnętrzną pracę na samych sobie, aby stać się lepszym człowiekiem?
Konkludując, wolnomularz może być również cyborgiem. Jeżeli jednak jedyną naszą receptą na to jak stać się lepszymi ludźmi, jest zaprzestanie lub przekroczenie bycia człowiekiem, to nie postępujemy ani o krok na drodze inicjacyjnej. Z elektrodą blokującą ból, czy chipem podnoszącym możliwości naszej pamięci, czy okiem pozwalającym nam zobaczyć więcej niż reszta ludzi, dalej możemy być podłymi, samolubnymi ludźmi, którzy nie przyczynią się nigdy do budowania Świątyni Ludzkości.
Deska wygłoszona w trakcie uroczystego posiedzenia Sz∴ Loży „Braterstwo pod Wawelem” na Ws∴ Krakowa